niedziela, 18 czerwca 2017

Siła sióstr... Wyrzyk

Ośrodek treningu koni Rosłońce.
W rolach głównych występują: nie… tym razem nie trener Adam Wyrzyk, a jego wspaniałe córki: Monika i Asia. Dziewczęta które mimo młodego wieku mają już ukształtowany charakter, wiedzą co to ciężka praca, i tego nikt im nie zabierze. Szkoła życia jaką przechodzą w Ośrodku treningu koni Rosłońce prowadzonym przez ich Tatę, Trenera Adama Wyrzyka, jest bezcenna.
Są mądre, piękne, kochają to co robią, i co najważniejsze, robią to z pasją i doskonale.
Monika (24l) pisze pracę inżynierską na kierunku Gospodarka Przestrzenna (Politechnika Warszawska), jest prawą ręką trenera Wyrzyka, organizuje codzienną pracę w Ośrodku treningowym, zarządza końmi, ludźmi i…dużymi maszynami.
Asia (20l) studiuje administrację państwową wyższej szkole im Włodkowica, jest jeźdźcem treningowym oraz bierze udział w wyścigach konnych jako jeździec profesjonalny.

Monika, wyglądasz mi na dziewczynę która potrafiłaby poprowadzić traktor…
M: Tak! Prowadziłam traktor! W ostatnią zimę, jak sypaliśmy piach na drogę bo było strasznie ślisko…zamarzła nam droga, Aśka szła z łopatą, rozrzucała piach, a ja prowadziłam traktor. Dobrze jeździć nie potrafię, myślę jednak, że to podobnie jak samochód. Trochę większy gabaryt.

Ile miałaś lat jak przeprowadziliście się do Podbieli?
M: Byłam w 6 klasie szkoły podstawowej. Aśka w drugiej.

A gdzie mieszkałyście wcześniej?
W Falenicy.

W bloku?
A: Nie…konie przecież mieliśmy! Na podwórku! Od tego się wszystko zaczęło…ktoś oddał Tacie konia do przechowania bo gdzieś wyjeżdżał.
M: Nie, to nie było tak! Są różne wersje tej historii! To wersja dla Mamy jest taka, że ktoś wyjeżdżał i zostawił konia pod opieką Taty. A tak naprawdę to Tato dostał tę Zasługę, okazało się że ona jest źrebna. Jej syn, Złoty Ruczaj, stał gdzieś w gospodarstwie z boku, w pensjonacie, żeby Mama nie wiedziała. Finalnie konie były trzy. Źrebna kobyła, i ogier.

Zrobiło się ciasno, prawda wyszła na jaw, przenosicie się do Podbieli. Jakie są początki?
A: Początki są takie, że mieszkamy wszyscy w dwóch pomieszczeniach na dole domu. W miejscu gdzie była kuchnia, spał Michał. My z rodzicami mieszkamy w jednym pokoju. Pamiętam, jak Mama pojechała rodzić Zosię, to odmalowaliśmy ten pokój. Tak żeby było jej miło.

Zaraz zaraz… czy Tato zaczął budować stajnię dla tych 3 koni?
M: Nie. W między czasie dokupił jakieś konie dla towarzystwa Zasługi która się wtedy oźrebiła. Na dzierżawionym padoku przy tartaku koni było już 7, i trzeba było gdzieś się z nimi przenieść. Zdecydował wtedy że zbuduje stajnię. Na początek na 24 konie.
Decyzje Rodziców ukierunkowały Wasze życie. Z końmi jesteście związane w zasadzie od zawsze. Czy chciałybyście wybrać inaczej? Zostać dziewczynami z bloku? M: Nie…kiedyś o tym myślałam, ale nie. Jak jadę do Warszawy, to od razu boli mnie głowa. Lubię swoją pracę. To taka praca i pasja jednocześnie. Mam prawie skończone studia, i mógłby to być moment na poszukanie innej pracy, ale nie wyobrażam sobie co mogłabym robić innego. Nie wytrzymałabym stagnacji, monotonii. Teraz każdy dzień przynosi coś nowego.
A: Ja też nie wyobrażam sobie innej pracy. Nigdy nigdzie indziej nie pracowałam. Czy chciałabym to zmienić? Chyba tylko wtedy jak zdrowie mi nie pozwoli.
M: To zostaniesz trenerem. Albo hodowcą.
A: Ty jesteś już hodowcą! Już jednego masz!

Monika, jak to się stało, że tak naturalnie przejęłaś rolę lidera w stajni?
M: Ja jestem liderem? Nie…
A: Jesteś! To Ty potrafisz zarządzać pracownikami i amatorami. Wykonujesz swoją pracę a do tego zawsze wszystkim pomożesz, nowym wytłumaczysz. Ty wszystko wiesz przecież. Tata się szybko zorientował że Fionie (Monice) zależy. Fiona jest bardzo stanowcza i zawsze powie co jej leży na sercu. Ja zazwyczaj macham ręką, na kogoś kto mnie zawodzi. Trzymam to w sobie. Fiona jak się wydrze…
M: Tak…od razu lepiej mi się robi. Wiem, że muszę nad wszystkim panować i każdego mobilizować. Jak ktoś zawodzi, źle się czuje, nie pracuje jak powinien, to ma wpływ na całą załogę. Jeśli jedna osoba jest nie w porządku, to się odbija na wszystkich.

Jesteście zgranym zespołem?
M: Trudno powiedzieć. Przewija się tu mnóstwo ludzi. Możemy mówić tylko o tych którzy są na stałe. Taki Jurek na przykład. Jest z nami od zawsze. Tato kupował od jego Taty marchewkę. Jurek jest dla nas jak rodzina. Byliśmy na jego weselu, poznał u nas swoją żonę.
A: A Józiek?
M: Józiek też! To nasz dziadek.
A: Ciężko jest żeby ktoś chciał zagrzać tu miejsce na stałe. To jest po prostu bardzo ciężka praca, trzeba bardzo to lubić żeby tu wytrzymać. Wszystkiego na pieniądze nie da się przeliczyć. Poświęconego czasu najbardziej.

Jak z Waszą formą fizyczną?
M: Miałam długą przerwę od jazdy konno jak chodziłam do liceum. Nie jeździłam w ogóle. Potem poszłam na studnia, miałam pracę, z której zrezygnowałam. Pisklak (Michał) namówił mnie żebym wróciła do stajni. Nie mogłam się odnaleźć. Na nic nie miałam siły. Codziennie pompki, i jakoś ruszyłam…
A: Moje początki były tragiczne! Pamiętam, że zrobiłam 2 przejażdżki, położyłam się na łóżku i krzyczałam: Nie mogę! Umieram! W końcu Tato przyszedł, i mówi: co ty, Aśka! Poczekaj aż siedem lotów przejedziesz!
M: Wszystko jest kwestią ćwiczeń i systematyczności. Teraz jeździmy siedem przejażdżek. Codziennie...

Siła sióstr czy rodzeństwa w ogóle?
M: Ja byłam zawsze bardziej związana z Michałem niż z Aśką. Między nami jest większa różnica wieku. Aśka jako dziecko była bardzo samodzielna, często też bawiła się sama. Michał, Magda, Karol, i ja to taki gang. Aśka dla nas to taki rzep do ogona przyczepiony był.
A: Był taki moment kiedy ja chodziłam do gimnazjum, a Ty pracowałaś w Sosence (kawiarnia - przyp. red.), że nie widywałyśmy się w ogóle. Mijałyśmy się w drzwiach. A teraz… pracujemy ze sobą codziennie. Jest zupełnie inaczej.

Zazdrościcie sobie czegoś?
M: Zazdroszczę Aśce tego że jeździ wyścigi i się nie boi. Ja się boje strasznie. Tato namawiał mnie już od gimnazjum żebym zrobiła licencję i jeździła. Nie boję się jazdy w samym wyścigu. Boję się ludzi. Ich oceny. Bardzo się przejmuję jak ktoś mnie krytykuje. Podobnie jak Aśka. Aśka też się bardzo przejmowała.
A: To prawda. Teraz już się nie przejmuje, ale kosztowało mnie to bardzo dużo. Jak zaczęłam jeździć wyścigi, a jeszcze wtedy chodziłam do szkoły, to we czwartek i piątek przeżywałam największy stres. Jeszcze tylko 2 dni i wyścigi. Byłam chyba jedyna która nie czekała z radością na weekend…Licencję zrobiłam od razu po ukończeniu 16 lat. Nikogo nie znałam, każdy patrzył z góry… ciężko mi było na początku. I jeszcze Tato w tym wszystkim… Pamiętam, to był mój pierwszy sezon, kiedy pojechałam w Nagrodzie na Modraszku. Po wyścigu jeden z dżokejów potwornie na mnie krzyczał. Przepłakałam na dżokejce cały dzień. Jak Ojciec tam wpadł… Ja się nigdy nie skarżę, nic nie mówię, ale on zawsze wie, że coś się stało.

Kto jest wtedy największym wsparciem w takich sytuacjach? Monika? Mama?
A: Mama…zdecydowanie Mama. Ja jestem bardzo zamknięta, sama przeżywam swoje problemy. Nie omawiam ich na forum i ciężko coś ode mnie wydusić. Ale Mama zawsze wie co i jak i zawsze pomoże kiedy trzeba. Kurcze… ja zawsze płacze!
M: Ja też! Nienawidzę tego! Jakieś strasznie wrażliwe jesteśmy! Mama wspiera, ale Tato to nie jest wylewny. Jak kiedyś przyszedł do mnie i dziękował mi za coś to się tak poryczałam…to jak na składaniu życzeń w święta. Wszyscy płaczą!:)

Asia, czego zazdrościsz Monice?
M: Aśka mi nie zazdrości… O! Aśka mi zazdrości chłopaka!:)
A: Ma taką cechę której ja nie mam. Potrafi być bardzo bezpośrednia i z każdym wszystko załatwić. Od razu wywala co jej leży na sercu.

Co chciałybyście zmienić w swojej pracy?
M: Dużo rzeczy byśmy zmieniły. Potrzebujemy więcej osób do pracy. I już byłoby inaczej. Czekamy na drugą maszynę, to nam bardzo ułatwi pracę. Dobrze byłoby wiedzieć na kogo można liczyć. Bardzo uciążliwe jest jak ktoś przyjeżdża nie systematycznie, dwa, trzy razy w tygodniu. Ciężko wtedy cokolwiek zaplanować. Ja się zastanawiam, jak to jest? Czy ludzie nie czują odpowiedzialności za to co robią? A najgorsze jest chyba to, że Tato zupełnie nic z tym nie robi! Jak Anioł się zachowuje! Zawsze wszystkich tłumaczy, jest miły nawet dla tych co tak bardzo zawodzą.

Jak odbieracie sukcesy stajni? To już przyzwyczajenie, czy forma rekompensaty codziennego potu krwi i łez?
A: Wszystkie wygrane cieszą. Widać, że ta ciężka praca nie poszła na marne. Widać konsekwencję pracy w zimie. Tato nie odpuszcza. No raz zrobił wyjątek przy -23 stopniach…
M: Najważniejsze jest to, że wszystko wpływa na humor trenera.
A: Na wszystkich wpływa!
M: Tak…jak jest weekend jak coś nie wyszło, to wszyscy chodzą zachmurzeni. Raczej nie odzywamy się, jest ciszej niż co dzień.

Asiu, a jak Ty odbierasz swoje starty i wygrane?
A: Cieszy mnie bardzo zwycięstwo konia którego trenuję codziennie, a nie jadę na nim w wyścigu. Wtedy widać że ta praca stad, tam się przekłada. Cieszę się jak mam nieliczonego konia. Wtedy nie odczuwam tak wielkiej presji, i zdecydowanie lepiej mi się jedzie. Ilość jazd jakie mam, też robi wielki znaczenie. Po prostu nabywa się tej odwagi naturalnie. Wielką szkołę życia miałam ostatnio we Wrocławiu, kiedy brałam udział w sześciu wyścigach. Wszystkie na bardzo małą wagę, wymagające odchudzania przez cały tydzień.

Czy któryś z wyścigów poprowadziłaś swoją taktyką?
A: W Warszawie, na koniach z naszej stajni, zawsze mam dyspozycje i polecenia trenera. Tu nie ma miejsca na własną kreatywność. We Wrocławiu muszę w większości przypadków kombinować sama. Przy dyspozycji „wsiadaj i nie spadnij” trzeba sobie jakoś radzić…

Pierwsze słowa po obudzeniu się o 5 rano to? M: Cisza jest. Wystarczy usłyszeć głos trenera i strach cokolwiek nawet pomyśleć że się na przykład nie chce…
Ja jestem taki typem człowieka który lubi długo spać. I wcześnie się kładę. Nie mam zatem problemu z tym żeby wstać rano. Pisklaka trzeba było budzić non stop. Jak ktoś nie wstanie, trener wpada, otwiera drzwi i… jest naprawdę o wiele bardziej skuteczny od budzika.

Są to Wasze wyrzeczenia. Jak się z tym czujecie?
M: Trzeba to przeżyć. Ja już się z tym pogodziłam. Mnie to nie boli. Bardziej boli mojego chłopaka i moich znajomych. Nie jestem typem imprezowiczki, dobre samopoczucie i wyspanie się przedkładam nad całonocną imprezę. Pracujemy od poniedziałku do soboty z dyżurami w niedzielę. Aśka ma jeszcze wyścigi i szkołę w weekend, nie ma zatem mowy o chwili wolnego. Nie możemy sobie pozwolić na imprezowanie do białego rana, bo potem zawiedziemy w pracy innych i same siebie. Nie przeszkadza mi życie tylko pracą. Lubię ją.
A: Inaczej było by jakby nie było z tego radości. Radość jest ogromna. Satysfakcja. I dla niej warto.

Asiu, jaki masz cel założony w tym sezonie?
A: Chciałabym „dobić” kandydata dżokejskiego. „Dobić’ znaczy się wygrać 50–ty wyścig.

Czy jest taki wyścig, albo taki tor na którym chciałabyś się ścigać?
A: Wszędzie. Nie mam konkretnego marzenia co do toru i wyścigu, pojadę wszędzie gdzie dostanę taką szansę. Bardzo dobrze wspominam wyjazd do Emiratów Arabskich i wyścig który jechałam w Abu Dhabi. To duża szkoła życia. Tato to zawsze mówi „tam się odnajdziesz, to tu sobie ze wszystkim poradzisz”.

Oglądacie wszystkie starty?
M: Staram się, chociaż czasem mam wolne i chciałabym się czymś zająć, no to się nie da… Mama przed ekranem komputera krzyczy „dawaj Aśka, dawaj Aśka!”, to chcąc nie chcąc przyłączam się do niej. Zawsze oglądam wyścigi koni których dosiadam podczas treningu. Mam konie na których jeżdżę od 2 – latka, po dorosłość, więc to tak, jakby oglądało się swoje dzieci.

Czy miałyście kiedyś możliwość zaplanowania sobie wakacji?
M: Myśli może były…ale we dwie w tym samym czasie na pewno nie pojedziemy. Stresowałybyśmy się bardzo, czy wszystko jest w porządku i sobie bez nas radzą. A co to za wakacje z wiecznym stresem?

Czy posiadanie Cacciniego w stajni to bardziej szczęście czy presja?
M: Myślę, ze fajnie jest mieć takiego super konia w stajni. Było mi bardzo miło kiedy Caccek jechał do Niemiec, i media z tego toru cały czas podgrzewały atmosferę, o super koniu z Polski który przyjeżdża się do nich ścigać. To bardzo miłe. Albo Wrocław. To super, że ktoś robi wydarzenie z tego, że przyjeżdża do nich koń żeby zrobić galop. Jest to czasem uciążliwe bo wszystko jest tu ustawione pod niego. Caccini w karuzeli nie może mieć żadnych kobył. Żadnych. Zawsze zatem trzeba pamiętać żeby na przejażdżkę z nim wychodziły tylko ogiery. Ziemia przestaje krążyć, bo Caccek wychodzi na przejażdżkę.
A: Najlepsze jest to, że w takim ośrodku treningowym na końcu świata jak w Podbieli można wytrenować tak wspaniałego konia. Jest to ogromna promocja wyścigów, naszej stajni, trenera.

Jakie były lub są takie szczególne konie dla Was?
M: Ja mam Nolana. Kupiłam go od Taty. Jeździłam na nim od małego, mimo tego że nie był najmilszym koniem, to jest takie moje dziecko. Mam oczywiście konie do których się przyzwyczajam przy codziennej pracy. I bardzo się denerwuję jak ktoś inny na nich jeździ. Dochodzi do małych awantur.
A: Campo di Fiori bardzo lubiłam.

Wraz z końcem sezonu, jak odchodzi część koni odczuwacie bardziej żal czy ciekawość jakie kolejne młode się pojawią?
M: Jak odchodzi taki…mało popularny w stajni, sprawiający problemy, to się trochę cieszymy…
A: Ja się staram nie przywiązywać do koni za bardzo. Wiem jak to boli jak odchodzą te najbardziej kochane. Pamiętam jak rozpaczałam po Dusigroszu. Dobrze, że mnie nie było jak go wywozili, bo bym go nie wypuściła. Był kochany i mądry.

Czy myślicie, że to wszystko by się udało gdyby nie siła całej rodziny Wyrzyków?
M: Jest na pewno wesoło!
A: Jeszcze jak był Pisklak (starszy brat Michał - przyp. red.), to było super. Na pewno wspólna praca spowodowała że się bardziej przywiązaliśmy do siebie. Rodzeństwo jeżdżące, czekamy jeszcze na Zośkę (11 l.).
M: Mam nadzieję, że ją trochę wychowamy, bo to taka mała kochana cwaniara jest. Okręciła Mamę wokół palca. Cukierek taki rodzinny. Ale my po cichu staramy się ją cisnąć. No na pewno nie tak bardzo jak nas Pisklak. To był bardzo niedobry brat. A teraz… teraz to szkoda że go nie ma. Wydaje mi się, że tęskni. Ale nie powie. Nie przyzna się. Ma teraz swoja rodzinę, małą córeczkę i tam się realizuje. Tutaj był nieoceniony. Nic mu nie trzeba było mówić, wszystko wiedział. Tato mógł zostawić pod jego opieką stajnię na kilka dni i być pewnym ze wszystko będzie ok. Myślę, że Tato też żałuje że Pisklaka nie ma. Ale tez się nie przyzna!
A: Pisklak się nie przyzna że chciałby tu wrócić, a Tato się nie przyzna ze go tu brakuje. A dziś się mnie nawet pytał; a co Twój brat robi? Hmm w zasadzie to codziennie się pyta…
M: Teraz to my się nauczymy. Traktorem jeździć, zbierać siano…
A: Uważaj, bo jak się nauczysz to nie będziesz miała życia!:)

Dumne jesteście z Taty?
M: Tak.
A: Jasne! On jest taki bardzo zawzięty. Jak już sobie coś postanowi to na pewno do tego dojdzie. On to wszystko sam prowadzi.

A z Mamy?
A: Mama? Mama to jest Anioł!
M: Jestem dumna, że ona tu wytrzymuje. Tu jest zawsze pełno ludzi. Ciągle się coś dzieje. Na jej głowie jest cała papierkowa praca. Rozliczenia, kontakty z właścicielami koni.
Chciałybyśmy na pewno bardziej jej pomagać. Tak żeby mogła wrócić z pracy i po prostu odpocząć.

Czy miałyście taką sytuację z którą musiałyście zmierzyć się same?
M: Najgorzej jest wtedy jak Tato wyjeżdża na kilka dni np. na aukcję koni. Zawsze się coś stanie! Naprawdę! Jeden koń rozciął sobie nogę, trzeba było zszywać, w Sylwestra kobyła zaczęła nam się źrebić. Zawsze jak wyjedzie, to konie podkowy zrywają. Szukamy po lesie potem.

Kilka słów od Taty…
Specjalne życzenia dla Asi?
Specjalnych życzeń raczej nie mam. W zasadzie niczego nie muszę jej życzyć. Jest dojrzałym jeźdźcem, robi duże postępy. Widać że myśli w wyścigu, bardzo mnie to cieszy. O! Mam jedno życzenie. Żeby tato dawał jej więcej dosiadów.
A czego życzysz Monice?
Monice… Monice to życzę żeby ze mną wytrzymała. Bardzo się cieszę że razem pracują. Nie wtrącam się w ich życie ale dobrze jest je mieć przy sobie. Więcej je dzieli czy łączy?
Raczej łączy. Uzupełniają się i raczej są zgodne. Często oceniam to przez pryzmat mojego dorastania. Nie było łatwo i kolorowo. Myślę, że dużą rolę odgrywają tu rodzice. Łagodzenie konfliktów to moja rola i mam nadzieję, że spełniłem ją dobrze. Dziewczyny się lubią, rozmawiają ze sobą. To prawdziwa siostrzana miłość.

Kilka słów od Mamy…
Myślę, że są takimi twardzielkami, że to nasze niełatwe życie tak je zahartowało.
Strasznie lubię z nimi przebywać . Przeraża mnie upływający zbyt szybko czas i świadomość, że zaraz nie będzie ich w domu.. Wydaje mi się, że obcowanie ze zwierzętami od małego ukształtowało w nich mocne, aczkolwiek wrażliwe charaktery. Widziały różne sytuacje wymagające śmiałych i szybkich decyzji. Na pewno można na nich polegać, są solidne i odpowiedzialne, koleżeńskie, lubiane przez rówieśników. Czasem zaskakują mnie tą swoją „dorosłością” i odwagą w różnych trudnych sytuacjach.
Podziwiam je za pracę jaką wykonują w stajni, bo to nie jest praca na etacie, która kończy się o 16. Dla dziewczyny jest to ciężka praca fizyczna wymagająca nierzadko siły i dużego wysiłku (nie wiem skąd one to biorą – zwłaszcza Monika – rozmiar „xs”).
Cieszę się, że dogadują się ze sobą (często wychodzą na wspólne imprezy , czy do kina).Kiedy były młodsze, Aśka zawsze mogła liczyć na pomoc Moniki w wytłumaczeniu zadań z matmy (Monika była bardzo dobrą uczennicą). Teraz, kiedy oglądamy z Moniką wyścigi on-line, jak jedzie Aśka nasz doping słyszy chyba cała wieś. Nie ma między nimi takiej rywalizacji o uczucia, jakie czasem obserwuje się między rodzeństwem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Chociaż Monika czasami wytyka mi, że na wygaszaczu w telefonie mam zdjęcie Aśki.
W bezpośrednich kontaktach na linii mama – dziecko, wydaje mi się, że Monika mniej okazuje swoje uczucia, chociaż jeśli zechce potrafi napisać czułego smsa, Asia przychodzi i przytula się do mnie … Poza tym Monika umie chyba bardziej powalczyć o swoje, czego brakuje Aśce. Obydwie mają poczucie humoru i dystans do siebie, co mnie bardzo cieszy.
Myślę, że one wiedzą, że je bardzo kocham i chciałabym, żeby nigdy w to nie zwątpiły. Życzę im, żeby zawsze były silne psychicznie i jednocześnie otwarte na innych ludzi, bo to przecież o to chodzi…
Chciałabym żeby nie pogubiły się w tym życiu, które nie jest przecież łatwe, żeby umiały dokonywać właściwych wyborów i przede wszystkim , bez względu na to, gdzie będą i czym się będą zajmowały, żeby zawsze robiły to najlepiej jak potrafią i zawsze mogły bez wstydu spojrzeć sobie w twarz. Wspaniałe fotografie dzięki uprzejmości Zuzanny Zajbt

3 komentarze:

  1. Świetny wywiad, bardzo fajnie się czytało - szczególnie, że to bardzo bliski mi temat. Prawie 5 lat temu przeprowadziłam się z Polski do Francji. Z wykształcenia jestem polonistką, ale zawsze uwielbiałam konie. Po studiach, kiedy poszukiwanie pracy w zawodzie spaliło na panewce, postanowiłam wyjechać za granicę i popracować parę miesięcy przy koniach - tak jak zawsze o tym marzyłam... Koniec końców trafiłam do stajni wyścigowej, a tam na mojego narzeczonego... i już zostałam :-) Zawsze bardzo się cieszę, kiedy Polacy odnoszą sukcesy za granicą - szczególnie tutaj, we Francji. Jestem niezwykle dumna z naszej tradycji związanej z końmi. Ludzie często myślą o jeździectwie jak o hobby, z którym nie można wiązać poważnej przyszłości zawodowej - tymczasem Rodzina Wyrzyków jest przykładem, że pasja może stać się życiem... :-) Pozdrawiam serdecznie, Beata Krzyżosiak (Deauville).

    OdpowiedzUsuń
  2. To piękna i wspaniała rodzina Życzę im dużo dużo szczęścia





    OdpowiedzUsuń
  3. Słodziaki ja Was uwielbiam, wspaniałą rodzinka. Pozdrawiam Babeta. 🙋‍♀️🙋‍♀️

    OdpowiedzUsuń